![translation](https://cdn.durumis.com/common/trans.png)
To jest post przetłumaczony przez AI.
Wybierz język
Tekst podsumowany przez sztuczną inteligencję durumis
- W liceum byłam pierwszą w kraju i chciałam dostać się na wydział lekarski Uniwersytetu Seulskiego, ale podczas egzaminu maturalnego nie udało mi się i musiałam powtarzać rok. W końcu dostałam się na wydział nauk przyrodniczych Uniwersytetu Seulskiego.
- Na uniwersytecie zainteresowałam się mediami i dziennikarstwem. Po ukończeniu studiów przygotowywałam się do egzaminu na nauczyciela, ale nie udało mi się. Obecnie pracuję w pracy z małym wynagrodzeniem, ale „w sam raz dla kobiety z dzieckiem”.
- Wyszłam za mąż za mężczyznę z dobrym pochodzeniem, ale po ślubie codziennie tęsknię za ucieczką od rzeczywistości, w której muszę gotować śniadanie mężczyźnie, którego nie kocham.
Liceum, druga klasa.
Wtedy wszystko było jasne,
ale tego dnia moja głowa była tak czysta, że mgła w niej się rozproszyła,
a ja poczułem ostry blask.
Tego dnia podczas próby maturalnej
po raz pierwszy zdobyłem miejsce w kraju.
W liceum dla dziewcząt w prowincji, gdzie powiesili baner "Jedna osoba na Uniwersytecie Warszawskim",
stałem się bogiem dla nauczycieli i moich rówieśników.
Moim marzeniem od zawsze była medycyna.
W szkole podstawowej marzyłem o byciu naukowcem, pianistą,
ale w środkowej szkole, kiedy biznes mojego ojca zbankrutował,
zdecydowałem, że bycie lekarzem jest najlepszym rozwiązaniem.
Chyba nauczyłem się tego z telewizji lub powieści,
lekarz zyskuje uznanie, pieniądze i pomaga innym,
dlatego wydawało mi się, że to jedyny sposób na życie,
który można nazwać "sukcesem" w rzeczywistości.
Zaznaczyłem sobie medycynę na Uniwersytecie Warszawskim i
choć czasem podczas prób maturalnych pojawiał się wynik negatywny,
w tej niewielkiej szkole,
gdzie byłem "najlepszym uczniem", byłem pełen siebie.
Usłyszałem od starszej siostry, która w poprzedniej klasie
w ostatniej chwili, ze względu na stres,
zamiast na Uniwersytet Warszawski,
zdecydowała się na Uniwersytet Jagielloński na medycynę,
i w głębi duszy się z tego śmiałem.
"Ona miała bogatych rodziców, więc mogła sobie pozwolić na rozluźnienie."
W czasach, kiedy uczeń z biednej rodziny zdawał na Uniwersytet Warszawski,
"Gazeta Wyborcza" pisała o tym artykuł.
Nie ukrywałem, że moja rodzina była biedna,
a że nie stać mnie było na korepetycje,
chwaliłem się tym, że mimo to dobrze się uczę.
Byłem otyły i nieprzystojny, ale
byłem tak pewny siebie, że nawet nie zazdrościłem ładnym dziewczynom.
Spadłem na maturze.
O 40 punktów niżej niż podczas prób maturalnych.
Zdałem na Uniwersytet Warszawski na medycynę, ale powiedziałem, że nie pójdę,
a nawet złożyłem podania na trzy uczelnie, ale wszystkie odrzucili.
Nie byłem zbyt zmartwiony.
Kiedy na zakończeniu roku szkolnego nauczyciele patrzyli na mnie ze współczuciem,
poczułem coś podobnego do bólu, ale
byłem pewien, że gdybym spróbował jeszcze raz, mi się uda.
Zacząłem powtarzać rok i z każdym dniem stawałem się coraz bardziej przygnębiony.
Chciałem iść do znanego w Warszawie liceum,
gdzie nie było potrzeby zdawać egzaminów wstępnych,
a to było przedstawione jako wielkie przywilej.
Po raz pierwszy poczułem żal do moich biednych rodziców.
Znalazłem liceum w moim mieście, gdzie mogłem powtarzać rok za darmo,
i tam zacząłem naukę.
My i reszta powtarzających rok uczyliśmy się cynizmu i dorastaliśmy.
Przez chwilę miałem wrażenie, że świat kręci się wokół mnie,
ale nagle zimne i mroczne powietrze zaczęło mnie otaczać.
Ucząc się, jak nie dać sobie wmówić, że jestem gorszy od innych,
stopniowo stawałem się dorosły, choć nie taki, o jakim marzyłem.
Dorosłość wymagała ode mnie rezygnacji z pewnych funkcji mózgu,
które pozwalają skupić się na jednej rzeczy.
Trudno było mi spędzić cały dzień tylko rozwiązując problemy matematyczne.
W górę i w dół, z wynikiem nieco gorszym niż w ostatniej klasie liceum,
zakończyłem rok powtórzenia,
i udawałem, że jestem spokojny z faktu, że pójdę na Uniwersytet Jagielloński.
Otrzymałem wyniki matur, które dawały mi szansę na medycynę na Uniwersytecie Medycznym w Warszawie.
(W tamtych czasach zasady rekrutacji były nieco inne.)
Znalazłem się w obliczu desperacji, gorszej niż ta z ostatniej klasy liceum.
Ponieważ nie dałem z siebie wszystkiego, poczucie beznadziei było silniejsze.
Nauczyciel z liceum, który miał być moim doradcą,
z wyraźnym brakiem entuzjazmu,
powiedział: "Złóż podanie na medycynę tutaj, tutaj i tutaj",
i wtedy poczułem nagły przypływ gorąca.
Nie konsultowałem się z nikim,
złożyłem podanie na nauki przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim.
Przez całe dzieciństwo uczyłem się tylko,
a teraz świat wydawał mi się niesprawiedliwy.
Dlaczego tak mi się to przytrafiło?
Z desperacją walcząc o zwycięstwo nad światem,
wybiegłem na peryferia drogi, którą dotychczas kroczyłem.
Sprzedałem swoje marzenie, aby zostać studentem Uniwersytetu Warszawskiego.
Moim nieoświeconym rodzicom powiedziałem, że chcę zostać naukowcem.
Byli zadowoleni, że dostałem się na Uniwersytet Warszawski.
Cieszyło mnie, że moi rodzice, którzy ciężko pracują, byli szczęśliwi.
Nauka, którą zacząłem bez przekonania, nie była zbyt interesująca,
i po prostu chodziłem na zajęcia, wyjeżdżałem na wycieczki,
spotykałem się z koleżankami, z którymi nie miałem wiele wspólnego,
robiłem dziwne fryzury w Śródmieściu,
i kupowałem tanie ubrania na targowisku w Nowym Świecie.
Dzięki podróżowaniu i poznawaniu różnych kultur
pod koniec studiów chciałem pracować w mediach.
Moi koledzy, którym nie podobał się ich kierunek studiów,
traktowali swoje specjalizacje jak nadzieję na przyszłość i poszli na studia magisterskie.
Ja porzuciłem specjalizację, która budziła we mnie jedynie niechęć,
i dołączyłem do grupy studenckiej zajmującej się mediami, gdzie było wielu studentów z innych uczelni.
Mężczyzna ze studiów społecznych, z zupełnie innym charakterem niż studenci nauk przyrodniczych, wydawał mi się fascynujący.
Kiedy wyciągnął do mnie rękę, chwyciłem ją i zostałem jego dziewczyną.
Po krótkim związku, który zaowocował tym, że po raz pierwszy w życiu zostałem zdradzony,
rzuciłem studia i ostatni semestr, i zamknąłem się w domu.
Moje oceny, które dotychczas wahały się w granicach 3,0,
na ostatnim semestrze gwałtownie spadły.
Ukończyłem studia, ale
było to gorzkie doświadczenie,
dziesięć razy gorsze niż powtarzanie roku.
Zaczęła się wędrówka bezrobotnego, bez pieniędzy.
Ponieważ sam nie umiałem wybrać ścieżki życiowej,
zgodziłem się na wybór moich rodziców.
Używając nieużywanego dyplomu nauczyciela,
zaczęłam przygotowywać się do egzaminu pedagogicznego.
Była to najbardziej nudna nauka, jaką kiedykolwiek przechodziłam.
Nowa nauka, pedagogika, była powiązana z psychologią i
była całkiem przyjemna, ale tylko w niewielkim stopniu,
a ja musiałam zmierzyć się ponownie ze studiami,
których wcześniej tak chętnie zrezygnowałam.
Kiedy ponownie otworzyłam podręczniki z pierwszego roku,
które czytałam w smutnym pierwszym roku studiów,
poczułem się jak ktoś, kto powtarza całe swoje życie.
Kiedy dowiedziałem się, że mój kolega zdał egzamin,
już nie czułem zdziwienia.
W tym roku nie zdałem egzaminu.
To nie była niewielka różnica.
Potrzebowałam pieniędzy, więc
zostałem nauczycielem kontraktowym na rok.
Pracując z dziećmi, odczuwałem satysfakcję, ale
wciąż czułem pustkę.
Było mi trudno odnaleźć się w społeczeństwie jako młody nauczyciel kontraktowy,
a moje próby budowania więzi z uczniami gimnazjum kończyły się niepowodzeniem.
Pojawiło się studium doktoranckie w dziedzinie medycyny, więc
zastanawiałam się, czy nie wrócić do medycyny,
i w międzyczasie szukałam pracy,
błądząc od jednej do drugiej,
aż w końcu, z powodu "marnowania talentu",
znalazłam miejsce, w którym obecnie pracuję.
Niskie wynagrodzenie,
ale dobre dla kobiety z dzieckiem.
Po długim związku, który towarzyszył moim wędrówkom,
zacząłem chodzić na randki pod koniec dwudziestki.
Dzięki spotkaniom z kobietami, które nie były z elit,
w tamtym czasie
byłam już bardzo nieatrakcyjna.
Chodziłam do salonu fryzjerskiego, ubierałam się w ładne ubrania i podczas spotkań słyszałam:
"Jesteś piękna".
W okresie dojrzewania nie starałam się być ładna,
a że nie byłam ładna,
nawet takie komplementy były dla mnie małe radością.
Podczas jednej z moich licznych randek,
spotkałam "mężczyznę z niezwykle dobrym CV"
w kawiarni hotelowej.
Osoba, która nas przedstawiła, opisała jego ojca, wujka i braci,
a także stan konta jego ojca,
i powiedziała, że to "rzadki przypadek",
i że "jeśli dobrze pójdzie, to będzie to twoja rodzina".
Ja, zatracona w cynizmie, wyśmiewałam jej pomysł,
ale i tak się wystroiłam i poszłam na spotkanie.
"Mężczyzna z niezwykle dobrym CV"
miał dobrą pracę, był zadbany i często się uśmiechał.
Ja również go polubiłam.
Powiedział, że mu się podobam.
Osoba, która nas przedstawiła,
powiedziała mu, że "wreszcie spotkał kobietę o inteligencji i urodzie",
jak wynika z jego relacji.
W przeciwieństwie do swoich braci,
nie studiował na najlepszej uczelni,
więc myślę, że fakt, że skończyłam Uniwersytet Warszawski,
został uznany za "inteligencję", a nie za błąd w systemie.
Ślub był szybki.
Kiedy poszłam pozdrowić jego rodziców w ich przestronnym domu,
w którym na balkonie stało mnóstwo doniczek z orchideami,
jego matka przywitała mnie w sukni, z której dochodził szelest spódnicy.
"Wreszcie poznałam moją synową. Cieszę się.
Będę cię bardzo kochała."
W czasie, gdy te słowa, rodem z dramatu, docierały do moich uszu,
poczułem mały wstrząs.
Podano mi ozdobną poduszkę,
a dwie kobiety przyniosły tacę.
"Czy mogę w czymś pomóc?"
"Nie, zrób to później.
Jesteś taka miła, moja droga."
"Podoba mi się obraz na ścianie."
"Masz dobry gust.
Na świecie nie ma lepszego obrazu niż ten."
Za każdym razem, gdy rozmawiałam z jego matką, ojcem i braćmi,
miałam wrażenie, że jestem na wycieczce w studiu filmowym.
"Moi rodzice są wspaniali, prawda?"
"Tak, są bardzo kulturalni."
Byłam szczera w swoich słowach.
Mój ojciec, który często przeklina, zwłaszcza za kierownicą,
moja matka, typowa babcia, która dba tylko o własną rodzinę,
mój brat, który lubi gry komputerowe,
i których po prostu nie potrafię zrozumieć,
w porównaniu do nich, jego rodzina była "kulturalna".
Jego matka powiedziała mi:
"Ludzie mówią mi, że znalazłam dla swojego syna
inteligentną synową z dobrego domu,
ale ja od początku tego nie chciałam.
Ważne jest, aby kobieta dbała o męża i rodzinę,
a nie o to, jakie ma wykształcenie.
Celowo szukałam rodziny bez takich pretensji."
Tak więc w końcu
zostałam sparowana z "mężczyzną z niezwykle dobrym CV".
Poczułem do niego sympatię, ale
brak było chemii.
Mówiliśmy ze sobą codziennie i często się spotykaliśmy, ale
moja sympatia nie przerodziła się w miłość.
Im bliżej ślubu, tym bardziej stawało się to dla mnie niewygodne.
Niewygodnie, niewygodnie, niewygodnie. Ten dyskomfort narastał,
aż w końcu obudziłem się z krzykiem,
chcąc uciec.
Nagle tęskniłem za moim byłym chłopakiem.
Ale mimo to nie wysiadłem z samochodu, którym jechaliśmy.
"Mój życiowy plan się nie powiódł,
więc chciałam mieć przynajmniej udany ślub,
żeby zobaczyć, jak szczęśliwi są moi rodzice.
Od czasu powtórzenia roku nieustannie im dokuczałam".
Jak tej nocy, kiedy złożyłam podanie na Uniwersytet Warszawski,
zacisnęłam zęby.
Moi rodzice byli tak podekscytowani, że zachowywali się w sposób, którego nie widziałam od lat,
i poświęcili się przygotowaniom do mojego ślubu.
Powiedzieli, że mają moje oszczędności, a za ślub zapłacą sami.
Za prezenty ślubne, które kosztowały więcej niż roczne zarobki mojego ojca,
zapłacili rodzice mojego przyszłego męża.
Wydawali pieniądze w luksusowych sklepach i
moje serce waliło w piersi, a dłonie mi się trzęsły.
Kiedy kupiliśmy naczynia i sztućce za 1300 zł,
wspomniałam o tym, jak w liceum wahałam się przez 20 minut, czy kupić jedną książkę do nauki.
To była łza w oku.
Moi rodzice zapraszali na wesele wszystkich krewnych, nawet tych dalszych.
Koszt posiłku w hotelu wyznaczonym przez przyszłych teściów
wynosił ponad 150 zł od osoby.
Moje przyjaciółki odradzałam przychodzenia, mówiąc: "Po co wam to?"
W dniu ślubu, stojąc w pokoju dla panny młodej i widząc przez uchylone drzwi tłumy gości,
pomyślałam, że wszyscy ci ludzie
zostaną nakarmieni z pieniędzy zarobionych przez mojego ojca,
i moje ręce, trzymające bukiet, zaczęły się pocić.
Spodziewałam się, że przyszły teść pokryje koszty wesela,
ponieważ moi rodzice byli biedni, ale
podczas skromnego obiadokolacji przed ślubem, nie poruszyłam tego tematu.
Zamieszkaliśmy w mieszkaniu mojego męża, które jego rodzice kupili wcześniej,
i często zapraszałam do niego przyjaciół.
Moje koleżanki uznały mnie za "przyjaciółkę, która wyszła za mąż i się poprawiła".
Dziewczyny po trzydziestce, które uznały się za "realistyczne",
otwarcie przyznały się, że moje wesele w hotelu i mieszkanie
są ich marzeniami.
Czy to ta sama psychika, co u dziewczyn, które stały w kolejce do mojego biurka,
aby zapytać o zadanie domowe z matematyki?
Zastanawiałam się bez sensu.
Nie wiedzą, że ja, która chciałabym pospać dłużej,
wstaję codziennie rano,
gotowuję śniadanie dla mężczyzny, którego nie kocham,
i codziennie marzę o ucieczce.
W weekendy, kiedy gosposia domowa odchodzi,
ja staję się gosposią w domu mojej teściowej.
Gotuję, żeby nakarmić ich wszystkich,
układam jedzenie na ogromnych talerzach,
i obserwuję, czy ktoś nie zauważy mojego zdenerwowania.
W moim życiu, które tak szybko się skończyło,
zapłaciłam za to, że żyję bez pracy,
i teraz codziennie odczuwam karę.
Jestem gorsza od siebie sprzed lat, która nie zdała na studia, nie zdała egzaminu pedagogicznego,
i nie miała czasu na przygotowania do ślubu.
Nie wiem, jak wrócić.